New York, USA

Duch św. prowadzi!

Miałam wielkie wahania przed wstąpieniem... Gdzieś w głębi pragnęłam iść za tym głosem, ale byłam świadoma, że będę musiała zostawić wszystkich, których kocham i wszystko, o czym marzyłam. To mnie przerażało, a miałam tak dużo planów! Jednak ten Głos, który wołał, zapraszał w środku, był silniejszy i pragnienie pójścia za Nim stawało się coraz uporczywsze i naglące od moich planów na przyszłość... On daje szczęście - trzeba tylko zaufać i uwierzyć miłości, jaką jest Bóg. Po czasie, który jest już za mną, mogę powiedzieć, że Pan Bóg, jeśli chce mieć daną osobę u Siebie czyli w życiu zakonnym, zrobi wszystko, chociaż by się człowiek temu głosowi opierał latami. I tak nie ucieknie! Ale naprawdę: jest warto żyć dla Tej Miłości.... tak szczerze, to człowiek w głębi serca chce tego samego, czego pragnie Bóg, ale On jest nam do tego potrzebny, aby to ukazać, wyjąć na światło dzienne. Sami nie jesteśmy w stanie zrobić nic, bo widzimy tylko oczami, a On sercem. Jestem bardzo wdzięczna mu za ten dar powołania i właśnie do tego zgromadzenia. Naprawdę warto dać się prowadzić przez Ducha Świętego!

Postulantka lat 21, 10 miesięcy w zgromadzeniu

Najlepsza z dróg

Moim marzeniem było zawsze służyć w wojsku jako pielęgniarka. Bóg po części spełnił moje marzenie, gdyż powołał mnie do służby wojskowej, ale do swojej Armii! Pociągnął mnie do Siebie przez to, że zawsze kochałam ludzi i interesowały mnie misje. Miałam jednak wielkie wątpliwości, aby odpowiedzieć Jemu " Tak". Jednak na Lednicy w Noc Zesłania Ducha Świętego usłyszałam słowa " Nie bój się, wypłyń na głębię...." - zaryzykowałam... Warto było. Teraz poznaję bliżej Boga oraz doświadczam jego wielkiej Miłości do mnie... To jest piękne uczyć się Jego dobroci i miłosierdzia w sobie, a potem będąc Jego świadectwem, przelewać ją na ludzi.
Jest to dla mnie wielka łaska i wyróżnienie służyć w Armii Pana, gdyż niegodna jestem być narzędziem w Jego ręku. Moja Mama zawsze mówiła: " Wybierz tę najlepszą z dróg. Najlepsza droga to nie znaczy najłatwiejsza" Wydaje mi się, że właśnie dokonałam i zgodziłam się na najpiękniejszą z dróg! To Bóg mnie wybrał i wyróżnił jak nikt w moim życiu... Wdzięczna Mu jestem za moje powołanie i wybór oraz za każde nowe czy wyświęcone powołanie. Teraz tylko czeka mnie wytrwanie oraz całkowite oddanie się w służbie Bogu.

Postulantka lat 22, 10 miesięcy w zakonie

Kochać Pana Boga!

Jak to się stało, że poszłam do klasztoru? Pierwsze wspomnienia mego życia to dom rodzinny - w nim Mama, Tato i czworo dzieci, a ja najmłodsza! Do naszej rodziny należał Ktoś, kto nas zawsze fascynował, liczyliśmy się z Nim, szukaliśmy jego woli, pozdrawialiśmy jego Imieniem i ze czcią spoglądaliśmy na Jego wizerunek wiszący na ścianie. Lubiłam niedzielę, bo świętowaliśmy i wspólnie szli do kościoła. Kiedy pierwszy raz ujrzałam siostrę zakonną i zapytałem: "kim ona jest?" Powiedziano mi, że to pani, która poszła do klasztoru, bo kochała Pana Jezusa, Wtedy powiedziałam: "Ja też wstąpię i będę kochać Pana Boga!" Miałam wtedy 5 lat...
Po zdaniu matury wstąpiłam do zgromadzenia. Od tej chwili minęły już 52 lata! Każdego dnia uczę się kochać Pana Jezusa i tych, których On umiłował - naszych bliźnich!

Siostra zakonna Nat 70, 52 lata w zakonie

Wezwanie Boże

Powołanie - to wezwanie Boże, a nie własny wybór; zgoda na to, co Bóg dla nas zapragnął. Dane mi było przeżyć takie doświadczenie, dlatego też dzielę się moim powołaniem jako siostra zakonna. Chociaż poważnie myślałam nad swoją przyszłością, zastanawiałam się i modliłam, to jednak Bóg bardzo mnie zaskoczył...
Czułam, że mam dwa wyjścia: zamknąć się na Jego działanie i pójść swoją drogą lub wsłuchiwać się w Jego pragnienie wobec mnie. I chociaż pojawiały się trudności - po ludzku mówiąc nie do pokonania, by pójść drogą wskazaną przez Pana Boga - to jednak On sam usuwał wszystkie przeszkody. Dotąd jeszcze przeżywam zdumienie, patrząc, jak wiele spraw się samo rozwiązało.
Do dziś nie pożałowałam nigdy tego wyboru, by z Bogiem przeżyć przygodę życia, tego tylko darowanego nam na ziemi. I co szczególne dla mnie, patrząc na wcześniejsze życie i porównując je z tym, które świadomie poświęciłam tylko Panu, nigdy nie poczułam się tak do głębi samotna, co nie było mi obce dawniej. Zdaję sobie sprawę, że najbliższy człowiek nigdy by mnie nie zrozumiał tak, jak rozumie mnie Jezus. W tak wielu sytuacjach namacalnie czuję Jego wsparcie i pomoc, a Jego bliskość ciągle mnie zadziwia. A skoro największym szczęściem dla człowieka jest doświadczenie bliskości Boga, to widzę, jak Jezus pozwala mi tego kosztować już tu, na ziemi. Nie zamieniłabym nigdy mego życia na lżejsze, mając do stracenia głęboką zażyłość z Bogiem, gdzie życie zakonne jest ze swej natury na to nastawione.
Dzieląc się moim szczęściem, nie chcę tutaj podawać recepty na jego osiągnięcie... Ale wiem jedno: w życiu ważne jest rozpoznanie woli Bożej wobec siebie i podjęcie trudu jej realizacji, by nie pozostać smutnym młodzieńcem z ewangelicznego opowiadania. Dziś dziękuję Bogu za łaskę, że dał mi siły ruszyć za Jezusem; nie tylko za, ale z Nim w mocy Jego Ducha; żyję radosną nadzieję dojścia do wspaniałego celu nie tylko sama, ale z tymi, których powierzył mi Pan Bóg.

Siostra zakonna lat 39, 16 lat w zgromadzeniu