Powołanie misyjne
W naszych konstytucjach można przeczytać Bóg powołał nas, abyśmy były służebnicami Jego Miłości.
Słowa św. Jana Pawła II, dotyczące świadków wiary, są dziś niezwykle aktualne. Papież mówił o tym, że świat nie potrzebuje dziś nauczycieli, ale prawdziwych świadków, a jeśli nauczycieli, to takich, którzy byliby świadkami. I to jest prawda: świat potrzebuje prawdziwych świadków! W wielkiej cenie są dziś: kochający się i wierni sobie małżonkowie, odpowiedzialni rodzice; pobożni, otwarci na moc Bożą księża i siostry zakonne; dobrzy nauczyciele; uczciwi biznesmeni; walczący o dobro narodu politycy; uczący się solidnie uczniowie; pracowici studenci; żyjący w czystości narzeczeni; zespoły muzyczne, które proponują piękne, śmieszne i godziwe zabawy; uczciwi pracownicy...
Każdy ochrzczony z mocy sakramentu chrztu świętego zobowiązany jest do zaangażowania się w głoszenie Ewangelii! Obowiązek głoszenia Ewangelii spoczywa nie tylko na księżach, siostrach zakonnych, misjonarzach, czy katechetach, ale jest on wpisany w naszą katolicką tożsamość. Przez chrzest święty należymy do jednej wielkiej rodziny dzieci Boga, i przez to mamy swój udział w szerzeniu Dobrej Nowiny, polegającej na tym, że Bóg tak umiłował świat, że zesłał swojego Syna na świat, aby Ten go odkupił. I Pan Jezus tego dokonał. Jedynym powodem ewangelizacyjnego zaangażowania, a z pewnością najważniejszym, jest nakaz misyjny Jezusa: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie (Mk 16, 15-18).
Spotkałam pewnego dnia o. Otto- misjonarza ojców Białych, który pochodzi z Ugandy. Zapytałam go, jak myśli, co może być takim powodem tego, ze mało się w Polsce uśmiechamy… Odpowiedź Afrykańczyka była prosta… powodem jest to że za bardzo planujemy nasze życie… w każdym aspekcie jakby mamy wszystko zaplanowane, nawet w kościele Boga planujemy, a na uniwersytecie oceny z kolokwiów , planujemy ilość dzieci, urlop, obiady w kawiarni, wieczory pogodne . Tak wszystko mamy zaplanowane, ze Bóg już nie ma słowa, by coś zmienić, a jeśli już zmieni, to jesteśmy bardzo nieszczęśliwi, bo plan nie zrealizowany. I wtedy rozczarowania, depresje, nieprzespane noce, a w kościele Bóg taki nie życiowy, taki który mało rozumie, taki tylko niedzielny, z Mszy św. obowiązkowej. Nie stawiamy Boga, na pierwszym miejscu.
Tak naprawdę wszyscy jesteśmy misjonarzami, niezależnie, gdzie żyjemy, co robimy, i jakie mamy wykształcenie. Jesteśmy jedną rodziną, ochrzczoną w imię Jezusa, i zaproszoną, by iść i głosić. Taki nakaz dał nam nasz PAN i MISTRZ. Aby w XXI wieku doświadczyć na pewno Dziejów Apostolskich, trzeba po pierwsze mieć niezachwiana wiarę we wszechmoc Boga i po drugie praktykować JEGO MŁOSIERDZIE we wszystkich relacjach miedzy-ludzkich. Tylko wtedy głosiciel będzie wiarygodny, a wielkie dzieła Boże nawrócą świat. Misjonarz zwiastując SŁOWO BOŻE, przynosi radość DUCHA ŚWIĘTEGO. Bycie ewangelizatorem to przede wszystkim łaska płynąca z Chrztu świętego. „Dla mnie bowiem, żyć to CHRYSTUS” . Celem zaś ochrzczonych jest życie w Chrystusie. Niech to nasze misyjne powołanie będzie dla nas przede wszystkim świętowaniem naszej wiary, którą można żyć tylko otwarcie wówczas, gdy ja dzielimy z innymi. Bycie misjonarzem to sprawa serca: łaska ofiarowana z miłości, całkowicie i na zawsze. I wszystko zaczyna się od spotkania… z Jezusem.
W naszych konstytucjach można przeczytać Bóg powołał nas, abyśmy były służebnicami Jego Miłości. (konst.118) Iść nieść miłość można tylko najpierw jej doświadczając, chcemy poprzez modlitwę i formacje dotykającą całego naszego człowieczeństwa otwierać się na uzdrawiającą obecność Boga. Iść aby być świadkiem.
Naszą duchowość misyjną zanużamy w duchowości trynitarnej. We wspólnocie Trzech osób Boskich, które uczą nas wychodzić od egoizmu do wspólnoty, od izolacji ku integracji. Wspólnota uczy, także włączania do bycia razem, tych którzy w różny sposób są poza własną społecznością, kulturą. Na misjach są to często kobiety, osierocone dzieci, chorzy na ADIS, osoby starsze, chore. To wychodzenie do ludzi innych kultur, religii. Bycie oznacza nie osądzanie, nie stawianie siebie ponad ale towarzyszenie i świadectwo o Bożej obecności w naszym życiu. Katolicki oznacza przecież nic innego jak uniwersalny, powszechny, dla każdego, jak w Trójcy gdzie każda osoba jest darem dla drugiego i z tego daru miłości Ojca i Syna rodzi się Duch Święty. Doświadczmy tego również żyjąc w międzynarodowych wspólnotach, gdzie wiele razy każda z sióstr niesie ze sobą swą odmienną od naszej kulturę, historię życia. W podzielonym współczesnym świecie możemy stawać się znakiem jedności, możliwości wspólnego życia.
Wierzymy, że to nie my dopełnimy naszą misję lecz zrobi to Duch Święty, którego moc obiecał nam Chrystus. To w ostateczności nie nasza misja ale Jezusa, a my poprzez łaskę chrztu możemy w niej uczestniczyć.
Idziemy, jako kobiety, co już nasz założyciel św. Arnold uważał za nasz atut. Idziemy bowiem często do takich miejsc, grup, gdzie kobiecie jest łatwej zostać przyjętą, gdzie można ukazywać macierzyńskie oblicze Boga, Tego który na swym łonie nosił Izraela i uczył chodzić Beniamina.
Misjonarz musi być słaby ze słabymi i znosić ludzi takimi, jakimi są. Musi się też zgodzić z większą lub mniejszą możliwością działania, która od słabości ludzkiej jest uzależniona. (św. Arnold Janssen)